Dzisiaj znowu cofnę się do początków mojej trzeźwości, do czasów, kiedy chłonąłem każdą informację i każdą sugestię, przekazywaną mi przez ludzi z kilkuletnim wówczas stażem abstynenckim, dotyczącą tego w jaki sposób postępować, aby moja dopiero co uzyskana trzeźwość miała trwały i szczęśliwy dla mnie wymiar.
Na każdą moja wątpliwość, obawę czy po prostu niewiedzę w jakiejś sprawie słyszałem jedną odpowiedź: „idź na miting AA”. I nie chodziło tu oczywiście o sam fakt pójścia na spotkanie Anonimowych Alkoholików, ale o to, że na takim mitingu każdy mój problem, wątpliwość czy pytanie miał o wiele większe szanse być rozwiązanym niż gdybym siedział sam w domu i dumał nad różnymi wariantami. Dlaczego? Ano dlatego, że problemy trawiące osoby rozpoczynające swoje trzeźwe życie, są nie tylko znane większości osób już trzeźwiejących w AA lub będących po profesjonalnej terapii, ale przede wszystkim dlatego, że mogę usłyszeć od nich, jak takie same problemy sami rozwiązywali.
Dlaczego warto iść na miting AA?
To przecież nieocenione źródło wiedzy, z którego można korzystać do woli. Bywało też i tak, że wystarczyło zwyczajnie się wygadać, powiedzieć o tym, co ”leży na wątrobie” i problem nie miał już rozmiarów XXL a zwyczajnej M-ki. Ważne jednak jest to, że samo powiedzenie nie załatwia jeszcze sprawy, nie rozwiązuje problemu. Ma jednak przeogromne znaczenie. Przede wszystkim pozwala na wypuszczenie z siebie negatywnych emocji towarzyszących kłopotom, problemom czy zmartwieniom, a jest to podstawowy warunek i pierwszy krok do rozwiązania każdego problemu.
Za każdym razem otrzymywałem wsparcie od życzliwych mi osób, które, tak jak i ja zmagały się ze swoim uzależnieniem, dźwigały ciężar wstydu towarzyszący wewnętrznemu oczyszczeniu. Wiedziałem, że moje problemy muszę rozwiązywać sam, że cały ten bagaż życiowego bałaganu, który sam przecież stworzyłem, przez nikogo innego nie będzie rozwiązywany.
I chociaż spoglądając na efekty mojego pijanego życia nie było mi do śmiechu, to jednak będąc wśród tych konkretnych osób, trzeźwiejących alkoholików, wiedziałem, że jestem we właściwym miejscu. śmiechy, słowa wsparcia, wzajemne dodawanie sobie otuchy, budowanie zaufania, rozmowy po mitingu, czasem nawet bardzo długie, pozwalające odreagować to, co działo się na samym mitingu, wszystko to miało swój nieprawdopodobny i nawet metafizyczny wymiar. Czuliśmy MOC!
Pamiętam bardzo dobrze słowa mojego przyjaciela, który mi powiedział: „jeśli ktoś chce trzeźwieć w pojedynkę, samemu, bez wsparcia grupy AA lub grupy terapeutycznej, to musi wiedzieć, że łatwo jest złamać jedną gałązkę, wyciągnięta z całego naręcza gałęzi, ale bardzo trudno jest złamać kilkanaście gałęzi naraz”.
Do dzisiaj pamiętam to zdanie, wypowiedziane dwadzieścia lat temu przez Władka.
Grzesiek – alkoholik